Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zamknij

W 80 DNI DOOKOŁA ŚWIATA

Od maja do września 2011 r. w naszym ŚDS-ie odbywały się zajęcia edukacyjne prowadzone przez religioznawcę, Joannę K. Pastuszak. Autorski program miał pogłębić wiedzę pensjonariuszy o szczegóły kulturowe regionów o jakich była mowa. Jednak pierwszorzędnym celem było zmobilizowanie uczestników zajęć do samodzielnego odszukiwania w swojej pamięci i doświadczeniu informacji, które wiązały się z poszczególnymi tematami. Dzięki temu, mogliśmy sami przekonać się, jaką mamy wiedzę oraz jak miło jest, dzielić się nią z innymi. Dzięki Instytutowi Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, mogliśmy zobaczyć, jak wygląda oryginalne, hinduskie sari, oraz przekonać się, że nie jest łatwo się w nim poruszać.
Zajęcia zorganizowane były w pięć bloków tematycznych, tak, by reprezentowany był prawie każdy kontynent.
   Blok pierwszy: Europa. Kontynent został zaprezentowany na przykładzie Italii, jako państwa o niemal najdłuższej tradycji kulturowej. "Pani Profesorka"- jak nazwali prowadzącą uczestnicy zajęć, wprowadziła ich w zagadnienie tożsamości kulturowej przez zarysowanie granic politycznych kraju. Ochotnicy sami pokazywali granice państwa włoskiego, jego stolicę oraz najbardziej popularne miasta. Często, swoim obeznaniem merytorycznym, zaskakiwali zgromadzonych wokół mapy i starali się wyjaśniać skąd bierze się dane zjawisko, np. nadmiar wody w Wenecji. Trasa wędrówki po Italii rozpoczęła się w Asyżu, mieście św. Franciszka. Następnie, autostradą dojechaliśmy do Stolicy Apostolskiej, gdzie "odwiedziliśmy" Ojca Świętego oraz jego ogrody watykańskie. Wkrótce, oddaliliśmy się na południe, gdzie w porze obiadowej "zjedliśmy" spaghetti po neapolitańsku. Naładowani energią udaliśmy się wycieczkę krajoznawczą na Sycylię, gdzie podziwialiśmy wybuch Etny, oraz lawirowaliśmy między podejrzanie wyglądającymi terytoriami mogącymi należeć do mafii. Później, wzdłuż wschodniego wybrzeża, popłynęliśmy Adriatykiem na północ, zatrzymując się na chwilę w Bari, mieście Świętego Mikołaja. Rejs zakończył się w Wenecji. Gondolami przepłynęliśmy miasto, na którego granicy czekały na nas podstawione, czerwone taksówki marki Fiat 125pp. Czerwonymi Dużymi Fiatami pojechaliśmy na zachód, do fabryki Fiata w Turynie. Po zwiedzeniu hal montażowych, w których zwłaszcza panowie odnaleźli dużo radości, przyszedł również czas dla pań, i podróży do Mediolanu, światowej stolicy mody. Tam też zakończyliśmy naszą przygodę z Italią.
    Blok drugi: Ameryka Południowa. Jako środek transportu na odległy kontynent amerykański wybraliśmy samolot. Wylądowaliśmy na plaży brazylijskiej, nieopodal Rio de Janerio. Mieliśmy szczęście, ponieważ akurat trwał karnawał. Wkrótce po nim, poszliśmy na największy stadion świata, gdzie obejrzeliśmy niezwykle emocjonujący mecz Brazylia: Polska. Nasz kraj wyszedł z tego spotkania obronną ręką i wygrał z Mistrzami Świata jednym punktem, kończąc mecz z wynikiem 2:1. Uczestnicy spotkali się z piłkarzami, wymienili uściski dłoni z Pele, Diego Maradoną oraz Gabrielem Batistutą. Wspólnie z argentyńskimi piłkarzami polecieliśmy samolotem do ich kraju, gdzie zwiedziliśmy "boskie" Buenos. Udając się w kierunku południowym, Patagonii, uczestnicy stwierdzili, że jest tam za zimno z powodu silnych wiatrów, i woleli wrócić do Brazylii. Płynąc pod prąd Amazonką, podziwiając puszczę, dostrzegliśmy w wieczornej porze błyszczące oczy jaguarów oraz wyskakującą raz po raz ponad powierzchnię wody krwiożercze piranie. Ich kolorowe łuski odbijały światło księżyca, zdającego się wisieć niewysoko ponad naszymi głowami. Kończąc przygodę z Amazonką, dotarliśmy do jej źródeł gdzieś w w Peru. Nie znając dość dobrze terytorium, udaliśmy się wzdłuż linii Andów w kierunku południa. Dotarliśmy do legendarnej stolicy Machu Picchu. Tam też wsiedliśmy do samolotu i dolecieliśmy do Wenezueli, w której pozwolono nam zwiedzić plan zdjęciowy jednej z latynoamerykańskich telenowel. Z muzyką Rickiego Martina oraz Natalii Oreiro w uszach, wsiedliśmy powtórnie do statku powietrznego, i wyruszyliśmy na północ.
     Blok trzeci: Ameryka Północna. Po kilku godzinach lotu, znaleźliśmy się w Nowym Jorku. Była noc. Pierwsze kroki skierowaliśmy do dzielnicy, w których stały wieże WTC, aby oddać cześć pamięci osób, które zginęły tam 11 września 2001 roku. Później żółtymi taksówkami pojechaliśmy na Long Island, by z brzegów wysepki podziwiać wschód Słońca nad Atlantykiem. Kolejnego dnia pojechaliśmy z wizytą do Białego Domu, gdzie na śniadaniu gościł nas sam prezydent Obama. Później, pociągiem dotarliśmy do Miami. Nie zdążyliśmy opalić się na plażach wokół miasta, ponieważ dużo czasy zajęło nam obejrzenie stacji NASA oraz startujących i lądujących akurat wahadłowców. Następnie skierowaliśmy się na zachód, do Nowego Orleanu, gdzie po koncercie jazzowym wsiedliśmy do dyliżansów, co odważniejsi zasiedli na grzbietach mustangów i przez prerie amerykańskie, mijając mnóstwo domków dotarliśmy do Las Vegas. Jako, że hazard jest niebezpieczny, woleliśmy nie ryzykować i nie brać udziału w rozgrywkach zapaleńców. Dla zabawy zakręciliśmy tylko ruletką, szczęśliwie rozbijając bank. Mieliśmy teraz mnóstwo funduszy żeby móc zwiedzić Hollywood. W Los Angeles spotkaliśmy kilku celebrytów, idąc w ich ślady odcisnęliśmy własne dłonie w Alei Gwiazd. Wraz z zachodzącym Słońcem, powtórnie zajęliśmy miejsca w samolocie, i przemierzając całe Stany Zjednoczone, widząc fragmenty Kanady oraz Meksyku wzbiliśmy się w powietrze i dotarliśmy do Afryki.
     Blok czwarty: Afryka. Już z daleka widzieliśmy rozległe połacie pustyni. Z każdym kilometrem Sahara stawała się coraz większa, budząc w nas trudne do opisania uczucia. Szczęśliwi z kolejnej podróży, opuściliśmy pokład samolotu w Kairze, i natychmiast udaliśmy się nad Nil, by nieco ochłonąć. Zaskoczył nas jego niski poziom wody, jednak Egipcjanie wyjaśnili, że jest akurat pora sucha, stąd dno Nilu jest niemal puste. Unosząc nieco oczy, dostrzegliśmy na horyzoncie majaczące figury geometryczne. Nie wiedząc, czy to już fatamorgana, podążyliśmy w ich kierunku, z nadzieją, że jednak wzrok nas nie myli. Nie mylił. To złoto- brązowe piramidy górowały na bezkresnych terytoriach Sahary. W jednej z nich podziwialiśmy zmumifikowanego faraona. Mając dość upału, udaliśmy się w bardziej wilgotne rejony, na południe, gdzie codziennie w południe pada deszcz równikowy. Aby nie przemoknąć, schroniliśmy się w pigmejskim szałasie. Okoliczni mieszkańcy zebrali się i zagrali dla nas na tam-tamach oryginalne melodie, jakich wcześniej nie słyszeliśmy. Czas nas jednak nieco naglił, i musieliśmy opuścić tę gościnę. Na piechotę udaliśmy w kierunku południowym dochodząc do granic RPA. Pozwolono nam obejrzeć niepowtarzalne okazy diamentów. Widzieliśmy również barki które wypływały w głąb oceanu by ze specjalnych platform obierać wydobyte z wody cenne kamienie. Zbliżał się czas rozpoczęcia kolejnej podróży, dlatego musieliśmy szybko dotrzeć do Somalii. Po drodze przemieszczaliśmy się przez dżungle, plantacje batatów, prosa. Mijaliśmy sawanny na których pasły się stada zebr, żyraf i nosorożców. Gdzieniegdzie widać było słonie rodziny. Na szczęście, nie spotkaliśmy się oko w oko z lwem. Byłoby z nami krucho! W Somalii odbiliśmy od brzegów statkiem. Byliśmy nieco zdenerwowani, ponieważ w każdej chwili mogli napaść na nas piraci. Była to jak dotąd nasza najniebezpieczniejsza podróż.
      Blok piąty: Azja. Szczęśliwie, dotarliśmy do wybrzeży Sri Lanki. Bardzo zmęczeni, zasnęliśmy w pierwszym napotkanym hoteliku. Po obudzeniu dostrzegliśmy, że z jego okien rozpościerał się nieznany nam widok. Były to plantacje wspaniałej herbaty. Zebraliśmy do kieszeni po kilka listków z samego szczytu gałązek, i przeprawiając się barkami przez wodę, dopłynęliśmy do Indii. Od razu poczuliśmy zapach przygody. Na ulicach mijali nas ludzie o ciemnej karnacji, kobiety w długich czarnych warkoczach, z kropkami na czole. Zachwycił nas ich wielobarwny strój. Sami również przymierzaliśmy sari. Jego założenie okazało się nie lada wyczynem! Bardzo niebezpieczne okazało się przemieszczanie po ulicach indyjskich miast. Kierowcy indyjscy są jeszcze mniej zdyscyplinowani niż włoscy czy polscy. Rozpędzone riksze poruszają się niemal z prędkością światła we wszelkich możliwych kierunkach. Szukając nieco odpoczynku dotarliśmy do klasztoru buddyjskiego, a wkrótce potem do domu prowadzonego niegdyś przez Matkę Teresę. Po przemierzeniu Indii wzdłuż, przejechaliśmy je wszerz. Mijaliśmy tarasy herbaciane, plantacje kawy. Podążając na wschód, dotarliśmy do Birmy poznając kolejny smak herbaty. Nie wiedzieliśmy że rodzajów tej rośliny jest tak dużo. Smutni, że to już koniec podróży przebyliśmy granicę z Chinami, gdzie zwiedziliśmy piękne ogrody. Nie zwiedziliśmy Muru Chińskiego, ponieważ był on zbyt daleko, a my musieliśmy szybko podążać w kierunku wschodnim, ku Japonii. Stamtąd, otuleni zapachem kwitnących wiśni wróciliśmy samolotem do Polski, do naszej Żegociny. Jesteśmy zadowoleni, że udało nam się zwiedzić świat w 80 dni.

Metryczka

Metryczka
Wytworzono:2021-03-02 09:43:59przez:
Opublikowano:2011-09-30 00:00:00przez:
Podmiot udostępniający: Środowiskowy Dom Samopomocy w Żegocinie
Odwiedziny:218

Rejestr zmian

  • Brak wpisów.

Banery/Logo